05 maja 2023 Łukasz Barys - "Kości, które nosisz w kieszeni"

Łukasz Barys  -

Kości, które nosisz w kieszeni  Łukasza  Barysa – recenzja                       

                Do lektury tej książki przystąpiłam pod wpływem jej szumnej reklamy. 
Już pierwszy akapit przyniósł jednak gorzkie rozczarowanie. To powieść psychologiczna. Utwór utrzymany jest w konwencji realizmu magicznego i oniryzmu. Myśl przewodnia to jedność człowieka z przyrodą i związany z nią uniwersalny motyw memento mori. Akcja toczy się współcześnie, w Polsce. Naszym oczom ukazują się Pabianice. Główna bohaterka to nastoletnia Ula – pierwszoosobowy narrator. Dziewczynka dorasta w biednej, niepełnej rodzinie. Mieszka z matką, babcią i dwojgiem młodszego rodzeństwa. Zapracowana mama szuka pocieszenia w ramionach kolejnych kochanków, a babcia umiera na raka. Ula tęskni za ojcem, który nagle zaginął bez śladu. Niepokój nastolatki podsycają wyłaniające się z ziemi kości…
               Powieść Kości które nosisz w kieszeni to kolejna książka, której chybiona forma odwraca uwagę od dobrej treści. Największa wada powieści to jej niespójność stylistyczna. Język narracji naszpikowany jest zbędnymi barokowymi ozdobnikami. Formy wulgarne: „Pewnie bym się w kogoś wpierdoliła” przeplatają się z formami patetycznymi: „stan powolnego osuwania się w nicość”. Rażą absurdalne, surrealistyczne sformułowania takie jak porównania: „krople potu odznaczały się na jej skórze jak twarde pociski”, „nadmiar matki i niedomiar matki to mieszanka wybuchowa jak napięty do granic możliwości zaskórnik”, metafory: „Wacia miała kiełbie we łbie i cementową zasmażkę zamiast mózgu” czy archaizmy: „starszy ode mnie wyrostek”. Odnajdujemy także komizm: „Opętało babcię złe duchowieństwo” niestosowny wobec powagi tematu. W pustym krasomówstwie ginie właściwy sens utworu. Czytelnik brnie przez tę gęstwinę figur stylistycznych z rosnącym rozdrażnieniem. Psychologia postaci jest uproszczona – główna bohaterka jest pozbawiona realizmu: jednocześnie dziecinna i przedojrzała. Większość postaci jest mocno przerysowana.  Książka jest bardzo krótka – jej objętość liczy zaledwie 140 stron – a mimo to jest rozwlekła. Wartościowe moim zdaniem są tylko pojedyncze elementy takie jak legenda o brzydkiej księżniczce Pabiance i neologizm – brudziec. Dzieło to posiada potencjał artystyczny, który został niestety zmarnowany –  powieść przypomina parodię prozy poetyckiej. Autorowi brakuje bowiem wrażliwości na piękno, brzydotę i znaczenie słów. To jedna z najsłabszych książek, jakie przeczytałam. Utwór Kości, które nosisz w kieszeni Łukasza Barysa to ciekawostka 
dla wytrwałych. Zdecydowanie nie polecam.
                                                                                            Beata Sowińska

 

„Kości, które nosisz w kieszeni”  Łukasza  Barysa – recenzja

Książka Łukasza Barysa „Kości, które nosisz w kieszeni” jest dokładnie taka, jak się spodziewałam. Dziwna, mroczna i bardzo poetycka. Historia opowiedziana
w niewielkim formacie, na zaledwie 140 stronach jest przepełniona codziennym dramatem smutnego życia dzieci wychowywanych przez starsze rodzeństwo, babcie, koleżanki babć i sąsiadki. To jest dramat, który rozgrywa się na naszych oczach, w tej samej klatce schodowej, na podwórku obok, na placu zabaw
i szkolnym boisku. Przymykamy oko, wsłuchujemy się w inne dźwięki, uliczny gwar, wesołe okrzyki naszych dzieci, ale te wszystkie umorusane, obszarpane Dżesiki, Brajany, Waneski, których nikt nie woła, wydają nieprzyjemny dźwięk, próbując coś światu powiedzieć, to brzmi jak zderzające się kości w kieszeni. Stuk-stuk jestem tu. 

Można zarzucić Barysowi, że pisze o niczym, że jego powieść dryfuje, ledwo zahacza, gubi wątek. Nie przeszkadzało mi to w lekturze wcale. To naprawdę czyta się inaczej – powoli, wygrzebując słowa jak kruche kości z ziemi. 

Moim zdaniem autor bardzo wiernie oddał sposób myślenia dziecka, a później wrażliwej nastolatki wychowywanej bez rodziców, za to z kolejnymi „tatusiami” pojawiającymi się w domu i z niespełnionym marzeniem o sukience z lumpeksu. Bohaterka Ula nie użala się nad sobą, odnajduje swoje miejsce w historii Łukasza Barysa i dryfuje razem z jego zamysłem. 

Chociaż powieść urzekła mnie swoim stylem, językiem, mrocznym oniryzmem i brutalną poetyką, doceniam równie mocno jej krótką formę. Więcej nie potrzeba, więcej się nie da, tak jest dobrze. Wiem, że Łukasz Barys wydał już kolejną książkę. Możliwe, że ją przeczytam, tymczasem jednak odpocznę.

Natalia Glugla